wtorek, 18 października 2011

18 października 2011


Za miesiąc o tej porze będziemy już po badaniu EEG. Mimo, że wszystko na razie jest na dobrej drodze, jestem, jak zawsze, pełna obaw przed wizytą i pobytem w szpitalu. Nigdy nie lubiłam tego badania, sama miałam je robione kilka razy. Ten cały “czepek” ani fajny, ani wygodny nie jest, a do tego dziecko musi zasnąć na zawołanie. Mam nadzieje, ze tym razem pójdzie nam lepiej i sprawniej niż na poprzednim badaniu, a opis wyniku będzie szybciej niż rok temu.

Pamiętam dobrze wszystko to, co miało miejsce 3 lata temu. Kilka, kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt napadów dziennie. Nagła zmiana z dziecka wesołego, radosnego
i pogodnego na smutną, nie poznającą rodziców małą istotkę. Zbyt długo trwające napady, bieganina od lekarza do lekarza i ich diagnozowanie dziecka. Proces poznania choroby trwał zbyt długo (ponad 2 miesiące), ale dziś mogę śmiało stwierdzić, że trzeba wierzyć, głęboko wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Pamiętam dobrze jak nasza dr prowadząca powiedziała, że wypisze nas ze szpitala dopiero wtedy, gdy Natasza się do niej uśmiechnie - wtedy będzie wiadomo, że leki działają, a Natasza wraca z odległej podróży. Każdego dnia wypatrywaliśmy i czekaliśmy choć na mały grymas uśmiechu. Było tak jak mówiła Pani doktor, wszystko małymi kroczkami. A dziś, dziś mam wesołą, uśmiechnięta i wygadaną 3 latkę. Jest rezolutna, bardzo ciekawa świata i pełna zapału do jego poznania.
Jestem z natury pesymistą, zazwyczaj wszystko dla mnie jest białe albo czarne, ale dziś z całą pewnością mogę stwierdzić, że świat nie jest biały, ani czarny ... jest kolorowy.

Oczywiście borykam się z problemami, z myślą co będzie w przyszłości, jak ona da sobie radę? Pamiętam swoje myśli sprzed 3 lat, gdy mówiono, że nie wiadomo czy Natasza będzie chodzić, nie wiadomo czy będzie mówić... Byłam pełna obaw. Ale okazuje się, że Tasia idzie naprzód i walczy i nigdy się nie poddaje, a ma dopiero 3 lata.
Teraz wierzę, że Natasza da sobie radę w życiu i przejdzie przez nie przebojem.
Jej się po prostu nie dla nie kochać, lubić ...

Mimo tego, że okres chorobowy się rozpoczął, trzymamy się w miarę dzielnie. Największym naszym zmartwieniem jest katar pojawiający się od czasu do czasu, na szczęście nie schodzi, tak jak to do tej pory bywało, zaraz na oskrzela, więc w sumie śmiało mogę powiedzieć, że odporność Nataszy poprawiła się. Nie wiem do końca czego to zasługa, czy naszej przeprowadzki, czy osiągniecia magicznego wieku 3 lat (mówi się, ze do 3 lat najwięcej się choruje), czy po prostu sama z siebie ma większą odporność. W każdym bądź razie, odpukać w niemalowane jest zdecydowanie lepiej ... oby tak dalej :)